Są takie dni: niemiłe, dziwne i pełne sprzeczności. Dni, w których pragniemy ciepła płynącego z serdecznego przytulenia, silnego ramienia, które da nam poczucie bezpieczeństwa i bliskości. Ale niemalże jednocześnie czujemy wielką potrzebę, żeby uciec w jakieś odludne miejsce, gdzie nikt nas nie zobaczy.

Super pomysł na prezent dla dziadka Koszulka z nadrukiem dla dziadka to idealny pomysł na prezent. Męska koszulka bawełniana typu T-shirt z krótkim rękawem z napisem „Dziadek, że mucha nie siada ” to idealna propozycja na oryginalny prezent dla naszego dziadka, zarówno na dzień dziadka jak i również na jego urodziny czy imieniny. Podaruj ten wyjątkowy prezent, który sprawi wielki uśmiech na twarzy naszego dziadka. Dziadek będzie zauroczony tą koszulką i będzie dumnie przez niego noszona. Dla dziadka będzie to świetny prezent, który będzie świetną pamiątką od wnucząt, które pamiętają o nim i na zawsze będą w jego sercu. Tabela rozmiarów Rozmiar S M L XL XXL Długość Całkowita cm 70 72 74 76 78 Szerokość pod pachami cm 51 53 56 58 61 T-Shirt męski z krótkim rękawem. Brak bocznych szwów. Podwójne szwy na ramionach. Wzmocniony lycrą ściągacz. Taśma wzmacniająca. Bawełna stabilizowana. Gramatura: 155 - 160g Skład - 100% bawełna Nikt jeszcze nie napisał recenzji do tego produktu. Bądź pierwszy i napisz recenzję. Tylko zarejestrowani klienci mogą pisać recenzje do produktów. Jeżeli posiadasz konto w naszym sklepie zaloguj się na nie, jeżeli nie załóż bezpłatne konto i napisz recenzję.

WIERSZ -,,Wszystkie wnuczki” Wszystkie wnuczki ,nawet duże, Nawet takie po maturze, Nawet takie z dużą brodą, aż po pas Niech do dziadków lecą z kwiatkiem I zaniosą na dokładkę Tę piosenkę, którą śpiewa każdy z nas. 19. PIOSENKA „Babcia i Dziadek” Babcia ma święto , to babci dzień A ja pamiętam o tym Kwiatki Jej dam
Dziadek. Cenny, bezcenny, ukochany. Żadna niania nie będzie tak kochać dzieci jak dziadek, bo to dziadek. Potrafi się zająć dziećmi na swój sposób, ale... - nie usiądzie z dzieckiem na podłodze, żeby się z nim pobawić, weźmie na kolana i trzyma, posadzi na kanapie obok, z kolan dziecko patrzy na telewizor, czasem poskacze, czasem zasypia, - telewizor, główny wróg i wnerwiacz, czasem mam ochotę wyrzucić przez okno (gorzej, ze z parteru się nie zepsuje), "policjanci i policjantki" i podobne, na sam widok podnosi mi się ciśnienie, dziadek go uwielbia oglądać, potrafił się obrażać, gdy chcieliśmy oglądać coś innego, - nie zrobi dziecku jeść, nawet prostej kaszki co wymaga gotowania 3 min. nie ugotuje, na szczęście potrafi odgrzać..., - jak tylko się da, to nie wyjdzie z dzieckiem na spacer czy chociaż przewietrzyć, pobawić się trochę, bo "za zimno", "wieje", etc., pełne słońce, ciepło jak na jesień, jemu się wydaje, że zimno i nie wychodzi, - nie ubiera okularów jak zachodzi taka potrzeba, a później zamiast syropu na gorączkę dziecko dostaje Mucosolvan do inhalacji..., - jak chyba większość znanych mi chłopów potrzebuje mieć ubrania dla dziecka zawsze gotowe, pod nosem, to nic, że zawsze są w tej samej szafce, - osiągnął już taki wiek, że sam wiek dokucza, boli ręka, nie może się schylać z dzieckiem na ręku, bolą plecy..., - lubi kosić, naprawiać, przycinać, potrzebne, ale mi ciśnienie podnosi zabierając dziecko na traktor i ciągle się boję, że gdzieś przypadkiem to dziecko wejdzie pod kosę, - zabrał dziecko wprost pod ogromny pożar u sąsiada... a ono biedne to później przeżywało ("dym!") i chyba nadal się boi i przeżywa, - nie cierpi jak dziecko płacze, ale czy czasami nie musi popłakać? - z jednej strony ma sporo cierpliwości, z drugiej ją traci, - boję się, że kiedyś nadejdzie ten dzień, że dostanie ponownie udaru i będzie sam z dzieckiem, że zakręci mu się w głowie, uderzy i straci przytomność, że nie da rady zająć się dzieckiem ze względu na stan zdrowia, a będzie twierdzić, że da radę lub się do tego nie przyzna, - musi mieszkać z nami, a ja chyba zmęczona już tym jestem, jednocześnie go potrzebuję i chciałabym, żeby mieszkał u siebie, mieszkając u nas musi rozdzielać się z babcią..., - u dziadka w domu jest inny wnuk, który będzie potrzebował opieki, a babcia sama biega zajmując się wnukami, robiąc obiad, sprzątając i wynajmując pokoje, - siada z mężem wieczorami i gapi się na te durne pseudo seriale i popijają piwo, a ja biegam i kąpię, myję zęby z dzieckiem, przebieram, karmię, słucham krzyków jednego albo drugiego dziecka albo obu naraz, bo każde coś chce, kładę spać, szykuję ubrania na drugi dzień, wychodzę z siebie po dniu roboty i ciśnienie mi rośnie na widok leżakującego i popijającego męża, a gdy ja chcę usiąść i dziecko coś chce lub trzeba to zrobić, to muszę to robić przecież ja (lub dziadek jak się zlituje), - czasem coś posprząta (odkurzy, umyje naczynia), da psu jeść. Ja... - planuję powrót do pracy po urlopie macierzyńskim, ale boję się, że znowu będę biegać, że znowu dziecko będzie wisiało rozpaczliwie u mojej nogi po 10-12 godzinach mojej nieobecności, że znowu będę w pośpiechu gotować cokolwiek, słuchając zawodzenia dzieci, krzyków męża, że nie ma co jeść a głodny, a potem usłyszę, że to ble, niedobre, nie takie, nie podbite śmietaną (bo dzieci alergicy), że on tego nie lubi, albo zwyczajnie tego nie zje, jakby tak trudno było dodać sobie łyżkę śmietany, soli i pieprzu wg własnego smaku (nie lubię, nie cierpię i nie umiem dobrze gotować, czasem mi się zdarzy, gotuję bo muszę), że bałagan i wiecznie tylko on musi sprzątać..., - nie wiem czy aktualna praca to jest coś do czego faktycznie chcę wracać, byłam tam dziś i wróciłam przygnębiona, - nie wyrabiam przy dzieciach, przestałam się przejmować czymkolwiek, bałaganem, jedzeniem, prasowaniem, praniem, wieszaniem, gotuję bo muszę, piorę non stop, prasuję od święta, odkurzacza i mopa na oczy nie chcę widzieć, a naczynia mogłyby leżakować (czasami przydają się zmywarki), - przestałam się przejmować, że wiecznie krzyczę, czasami nie wiem jak podejść do starszego dziecka i dopada mnie zwyczajna bezsilność, robi mi się coraz bardziej obojętne czy je jak należy (a ciężko wymusić), na szczęście potrafi się samo ubrać, - chciałabym mieć kogoś kto będzie robił to czego ja nienawidzę, kto będzie gotował, ale mąż staje okoniem, woli na mnie krzyczeć jak nie ma obiadu, bo nie miałam siły czy czasu go zrobić, - znowu się stresuję... I stoję przed dylematem czy iść do pracy i powierzyć dziecko opiece dziadka po raz kolejny czy też szukać niani z nadzieją, że znajdzie odrobinę czasu i chęci na ugotowanie czegoś czy też nie wracać do pracy i zostać w domu (zostać w tyle na rynku pracy, widzieć głównie 4 ściany i kawałek najbliższego otoczenia). Czy niania będzie lepsza niż dziadek ("Nie znajdziesz takiej dobrej niańki jak dziadek. [....] a myślisz, ze niania nie będzie siedziec przed telewizorem?...")? Czy muszę pracować? Nie, finanse nie zmuszają mnie do pracy, ale czy moje zdrowie psychiczne da radę? Żal mi zostawiać dzieci, ale jednocześnie żal mi hodować w sobie wściekłości na nie, gdy krzyczą obie naraz, gdy nie dadzą odpocząć na chwilę albo chwila zdaje się za krótka, gdy... Podobno skoro Pan Bóg dał mi dzieci, to da i siłę do nich. Inne znaczenie snu: Rozmowa z dziadkiem sugeruje, że nasz los wkrótce się odmieni. Prezent od dziadków we śnie zapowiada spadek lub nagrodę na jawie. Jeżeli siedzimy przy jednym stole z dziadkami, to znak, że czeka nas długie życie. Według niektórych senników, widok dziadka zapowiada śmierć kogoś z naszego otoczenia. Kiedy Kubuś przyszedł na świat, mój ojciec po prostu oszalał na punkcie wnuka. Było to dla mnie sporym zaskoczeniem, bo wcześniej nie przepadał za dziećmi. Ze swojego dzieciństwa pamiętam go raczej jako Wielkiego Nieobecnego. Przeważnie był w pracy, wychodził z domu, gdy jeszcze spałem, i wracał, kiedy już leżałem w łóżku. Pamiętam tatę głównie z weekendów, kiedy siedział w fotelu przed telewizorem i odpoczywał. Nie było mowy, aby pograł ze mną w piłkę albo poszedł na sanki… Dlatego pewnie nie miałem z nim nigdy dobrego kontaktu. Darzyłem go szacunkiem, ale daleko nam było do kumpelskich relacji, jakie mają moi koledzy ze swoimi ojcami. Przyznaję, czasami nawet czułem ukłucie zazdrości Jak już wspominałem, dla mojego synka okazał się najczulszym i najbardziej kochającym dziadkiem. W jego domu Kubie wszystko było wolno, on sam poświęcał wnukowi każdą chwilę… Przyznaję, że gdzieś w głębi czułem nawet zazdrość, bo ja nie miałem nawet ułamka tej uwagi, którą poświęcał mojemu dziecku. Na przykład, jak Kuba skończył cztery lata, ojciec kupił sobie i jemu rower, i zaczął zabierać wnuka na wycieczki po okolicy. Przez całą zimę tworzył w swojej szopie dla Kuby wielki wóz drabiniasty, aby chłopiec miał się czym bawić na wsi w ogrodzie. Strugał mu krowy i konie. – Jest lepszym dziadkiem niż ojcem… Wreszcie dojrzał do tego, aby bawić się z dzieckiem – nawet moja mama to widziała. Ale zabawa zabawą, a głupota głupotą. Wnukowi przecież nie można pozwalać na wszystko! Ta sytuacja pewnie nigdy by nie miała miejsca, gdyby nie zabrakło na tym świecie mojej mamy… Ona w życiu by nie pozwoliła na coś takiego! Ubiegłej zimy wysłaliśmy dwunastoletniego Kubę do dziadka na wieś, na całe ferie. Uznaliśmy, że wnuk aż się do tego wyrywa, a starszemu panu dobrze zrobi jego towarzystwo, bo to przecież pierwsza zima bez babci. Po tygodniu pojechaliśmy z żoną w odwiedziny, no i po to, żeby podrzucić dziadkowi i wnukowi trochę domowej wałówki. Dojeżdżaliśmy prawie do chałupy ojca, kiedy zauważyłem jego cinquecento zasuwające przez pola. Śniegu było mało, ziemia zmrożona i twarda, samochodzik pruł, tylko podskakując na wybojach. – Oho, tata akurat wraca do domu – powiedziałem do Julki i wytężyłem wzrok, bo coś mi się w tym samochodzie nie podobało… Mój ojciec ma ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, więc ledwie mieści się w swoim autku, a tymczasem z daleka tak wyglądało, jakby za kierownicą nikogo nie było. Auto wypadło przed nami na drogę i po kilku minutach wjechało na podwórko. My za nim i wtedy ze zdumieniem zobaczyliśmy za kierownicą… naszego syna! – Oszalałeś? Kto ci pozwolił prowadzić?! – wyciągnąłem dzieciaka z samochodu i zacząłem go szarpać. Wtedy z ust przerażonego chłopca padło magiczne słowo: – Dziadzio! Byłem pewny, że się przesłyszałem, albo że mój syn zmyśla. Ojciec nie mógł być tak nierozsądny! Dał kluczyki do samochodu dzieciakowi, który ledwie skończył szkołę podstawową?! A może jednak to mój syn je cichaczem zabrał, gdy dziadzio odbywał popołudniową drzemkę? Trudno, żebym od niego wymagał rozsądku, skoro ma dopiero dwanaście lat. A jak ruszył samochodem? Przecież od lat się przygląda, jak ja to robię, to jakoś udało mu się odpalić. Na gokartach radzi sobie nieźle, to i małym fiacikiem pojechał. Jeszcze jeden taki numer i nigdy go nie zobaczysz! Mamy tor gokartowy niedaleko domu, Kuba nieraz mnie prosił o pieniądze na rundkę, i patrzyłem z zadowoleniem na popisy jedynaka. Ale co innego jazda na torze, a co innego po drogach prawdziwym samochodem! Mój ojciec jednak niespodziewanie zlekceważył tę różnicę… – Przecież tutaj nikt nie jeździ, więc niech sobie chłopak ćwiczy! Wysyłam go samego autem do sąsiadów po mleko, widziałeś, jak już sobie dobrze radzi za kierownicą? - wyraźnie puchł z dumy, że ma takiego wnuka. – Poza tym zima taka marna, nudzi się chłopaczysko… A mnie nagle trafił szlag. – Chyba ojciec przesadza! – wycedziłem przez zęby, a potem już poszło, nie panowałem nad sobą. Nie pamiętam dokładnie, co krzyczałem, ale nie były to miłe rzeczy, zdarzały się także niecenzuralne słowa. Po minie ojca widziałem, że jest i zaskoczony, i wściekły, ale mi nie przerywał. Jego spokój jeszcze bardziej wyprowadzał mnie z równowagi, aż w końcu wrzasnąłem, że zabieram syna i więcej go nie zobaczy. Tutaj tato zbladł jak ściana, a moja żona wreszcie postanowiła wtrącić swoje trzy grosze. Zaproponowała, abyśmy nie działali w emocjach, tylko weszli do domu, napili się kawy, pogadali na spokojnie. Było to rozsądne wyjście, jednak ja za bardzo się już nabzdyczyłem. – Moja noga w tym domu nie postanie! – stwierdziłem i przesiedziałem godzinę, marznąc w samochodzie, zanim Julce udało się mnie namówić na wejście do środka. Kuba nie wrócił do domu, tylko został u dziadka do końca ferii. Przed odjazdem zapowiedziałem jednak im obu, że jeśli jeszcze raz mój syn przed otrzymaniem prawa jazdy zasiądzie za kierownicą samochodu, to mnie obaj popamiętają! Tylko co ja mam teraz zrobić? Jak się zachować, kiedy zamiast ochrzanić syna, że złamał mój zakaz, powinienem mu za to… podziękować? Niewiele myśląc, Kuba wsiadł za kierownicę Kuba bowiem znowu poprowadził samochód, ale tym razem nie jechał dla zabawy czy po mleko do sąsiadów. Gnał do szpitala z chorym dziadkiem i lekarz powiedział nam jasno – mój ojciec zawdzięcza życie tylko temu, że znalazł się tak szybko na intensywnej terapii. W połowie drugiego tygodnia tych pamiętnych ferii mój tata miał wylew. Ja uważam, że sam się do tego przyczyniłem tą koszmarną awanturą, ale żona powtarza, że zanosiło się na to od dawna, bo dziadek należy do wysokociśnieniowców. Tak czy inaczej, gdyby nie Kuba… – Dziadzio nagle zbladł tak strasznie – opowiadał nam w szpitalu przejęty syn – a potem jakby jedna połowa twarzy zjechała mu w dół. Tak się dziwnie wykrzywił… Myślałem, że sobie tylko żartuje, ale zaczął coś mówić niewyraźnie. Chciał wstać od stołu i nie mógł. Wtedy się okropnie przestraszyłem – relacjonował Kuba. Nasz syn, choć jest dopiero w pierwszej klasie gimnazjum, zorientował się w końcu, że dzieje się coś złego. Złapał za swoją komórkę, żeby zadzwonić do szpitala, ale jak zwykle na wsi nie było zasięgu! – No i pamiętałem przecież, że babunia zmarła, bo karetka nie przyjechała na czas – powiedział. To prawda. Miesiącami potem wałkowaliśmy, czy mama by żyła, gdyby w porę otrzymała właściwą pomoc. Nic więc dziwnego, że Kuba przestał liczyć na karetkę, a zaczął na siebie. Jakoś udało mu się doprowadzić dziadka do samochodu… – Bałem się policji, ale pomyślałem, że to nawet dobrze, gdybym ich spotkał. Mnie by aresztowali, ale za to dziadka zabraliby radiowozem na sygnale szybciej do szpitala. Ale po drodze nie było żadnej policji, nie było także specjalnego ruchu. Mój syn dotarł więc bezpiecznie do izby przyjęć, a tam dziadkiem zajęli się już lekarze. Szpital miał obowiązek powiadomić policję, na szczęście zawiadomiono także nas i dwie godziny później byliśmy już na miejscu. – W wyjątkowych wypadkach możemy odstąpić od mandatu i powiadomienia prokuratury o wykroczeniu, a tutaj zaszła taka sytuacja. Chłopiec jest bohaterem – usłyszałem od komendanta i odetchnąłem z ulgą. Na razie tata mieszka z nami. Kuba opiekuje się dziadkiem i nie może się doczekać, aż znowu razem pojadą na wieś. A ja nadziwić się nie mogę, jak wspaniałego mam syna. Poprzednie uczucie złości ustąpiło miejsca wielkiej ojcowskiej dumie. Jakie to szczęście, że Kuba mnie nie posłuchał i wsiadł za kierownicę.
We wspólnym wywiadzie z Krzysztofem opowiadają o swojej relacji, wspominają Marię Czubaszek i Bohdana Smolenia oraz czas, kiedy "spadając podali sobie ręce". "Staramy się cieszyć każdym dniem, bo oboje jesteśmy po bardzo ciężkich przejściach. Krzysiowi zmarła żona, mnie siostra i szwagier, w tym samym czasie.
Są takie dni kiedy łzy same cisną się do oczu, Są takie chwile kiedy czuję jakby ktoś obok mnie kroczył. Zanim dojdę do celu potknę się, ale wiem, że każdy upadek wzmocni mnie. Składam dzięki za wszystko, za to, że możemy być blisko. Posłuchaj mądrości korzeni, słów. To świat Twój na lepsze się zmieni, znów. Niech radio emituje fale, które lubię, Czuję się bezpieczny i wiem, że się nie zgubię Fale, które lubię z nimi czuję się bezpieczny, wiem że się nie zgubię . I te momenty gdy uczucia są przejrzyste, A te spojrzenia między nami oczywiste. I znowu łzy, już nie panuję nad tym, Pozwól mi, jeszcze chodź jeden z sobą spędzić dzień, Uczynić rzeczywistym piękny sen, by dotrzeć na czas i odkryć to w nas. Zanim dojdę do celu potknę się, ale wiem, że każdy upadek wzmocni mnie. Składam dzięki za wszystko, Za to, że możemy być blisko. Posłuchaj mądrości korzeni, słów To świat Twój na lepsze się zmieni, znów Niech radio emituje fale, które lubię Czuję się bezpieczny i wiem, że się nie zgubię. Fale, które lubię z nimi czuję się bezpieczny, wiem że się nie zgubię.

Lyrics for Są Takie Dni by Damian SyjonFam. Są takie dni kiedy łzy same cisną się do oczu, Są takie chwile kiedy czuję jakby ktoś obok

Są takie dni… Są takie dni, że życie wypina na ciebie oko kakaowe i stwierdza, że gdzieś tam kiedyś brakowało dla ciebie przydziału szczęścia. Są takie dni, że klucze do wózkowni wkopują się pod stos skarpetek w momencie, gdy jesteś spóźniona, gdy tkwisz w kilometrowym korku, śląc soczyste pozdrowienia baranom, którzy obtłukli sobie wzajemnie lusterka i na środku drogi toczą rozgrywkę z serii „Kto ma rację?” i ani myślą odtamponować jedyny możliwy pas ruchu. Bywają też takie dni, gdy dziecko ubzdryngolone dwójką po uszy za cholerę nie chce leżeć spokojnie pokazując, że opitalałeś się na wuefie i twoje mięśnie nie ogarniają krokodylich ruchów smarka, w końcu przylutowuje czachą w najostrzejszy kant łóżeczka, po czym zapomina oddychać, wzbudzając u ciebie odrętwienie wszystkich komórek w ciele. Są dni, gdy puszka ulubionego piwa, przypadkowo szturchnięta, świeci zawartością na panelach a ty z wymalowaną na twarzy paniką lecisz z podłogą w ślimaka, gdy bateria w laptopie ogłasza kapitulację zanim zdążysz kliknąć „zapisz” tekst, który męczysz od dwóch dni. Są dni, gdy ewidentnie z drugą połówką wam nie po drodze, gdzie największa przyjemnością w ciągu dnia jest wkomponowanie łokcia pomiędzy żebra ukochanego, niby przypadkiem, ale celujesz pod wątrobę. Są dni, gdy szorujesz fejsem podłogę, a darmozjad z pełną premedytacją robi ci 'hopsia hopsia’, wodząc walczykiem po nerkach, gdy leżysz twarzą do podłoża i ani myślisz dać rzeczonemu satysfakcję, że któraś nerka zaraz może być do wymiany. Są dni, gdy masz ochotę ogłosić kapitulację, poddać się i pożegnać z tym, co tak hojnie obdarował cię pechem, omskło mu się ewidentnie, jak pech to po całości. I wtedy pojawia się ona. Świecąca wszystkimi sześcioma zębami, z wałeczkami skóry w kącikach oczu gdy się uśmiecha. Porywasz ją w ramiona, wysmarujesz podkładem, co z paszczy płatami schodzi, po chwili uświadamiasz sobie, że powinna oddychać, popuszczasz nelsona. Ona uświadamia cię, że odwaliłeś kawał dobrej roboty, że coś ci się w życiu udało. I że jeśli schrzanisz, pokara cię gdzieś tam na końcu życiowej drogi, przypieprzy szlagiem a wyrzuty sumienia zeżrą resztki sumienia. Ona trzyma cię w pionie, sprawia, że nie zapominasz o uśmiechu a kłopoty … jakie kłopoty? matka-nie-idealna Matka Nieidealna. Pisząca z dystansem do macierzyństwa i nutką autoironii. Wszystko co przeczytasz na blogu pisane jest z małym przymrużeniem oka. . 492 39 557 22 507 412 326 782

są takie dni czasami że dziadek z nami siada